linuxpl.com

Polski triumf w Poertschach

Polski triumf w Poertschach

Category : Wydarzenia

Skoro jesteśmy w Austrii, w Poertschach, to nie sposób nie przywołać sentencji starej, jak świat, ale przypisywanej Williemu Opitzowi: „Das Leben ist zu kurz, um schlechten Wein zu trinken”. „Życie jest za krótkie by pić niedobre wino”.

Polscy dziennikarze, którzy przybyli na 22. Mistrzostwa Europy w tenisie woleliby raczej strawestować słowa przypisywane Opitzowi:” Życie jest za krótkie, by grać kiepski tenis”. Z takim postanowieniem szóstka z kraju znad Wisły przystąpiła do rywalizacji. Desant powietrzny: Katarzyna Błaszczyk i Jacek Jońca , życzliwie z lotniska w Klagenfurcie, 14 km od miejsca przeznaczenia odebrali ich Anna Majewska wraz z mężem Miłoszem, którzy do Austrii wybrali się prosto z Budapesztu, gdzie pracowali na Hungaroring podczas rajdowych Mistrzostw Polski (sic! To nie były mistrzostwa Węgier).
Andrzej Karczewski wraz z Grzegorzem Szczepańskim i Aleksym Kosmanem podróżowali z Warszawy – trudny był tylko początek tej wyprawy – Karczewski czekał na Kosmana na Wschodniej, a ten był pewien, że umówili się na Zachodniej. Niby drobiazg a czyni różnicę.
Najważniejsze, że w niedzielę wieczorem 2. maja wszyscy byli już w Austrii. Startuje 6 osób, weteran polskiej ekipy Karczewski mówi, że tak wielu( w jednym roku) jeszcze tu nie grało.

Przepiękne korty, jest ich kilkanaście, ostatni turniej ATP odbył się tu w maju 2008 roku, tu Austriacy regularnie grają w Pucharze Davisa.
Poniedziałek, początek turnieju, zacznijmy od kobiet. Tylko jedna kategoria wiekowa, bo pań w Poertschach, jak na lekarstwo. Pogoda niepewna, chmury wiszą nisko, ale nie pada. Kasia Błaszczyk gra z Austriaczką Lore Fuerbacher. Pierwszy mecz w turnieju jest najtrudniejszy. Austriaczka jest starsza od swojej oponentki mniej więcej o epokę lodową, niestety nie ma to odzwierciedlenia na korcie. W długim secie do 9-ciu reprezentantka gospodarzy prowadzi 7:4. To ostatni dzwonek dla Błaszczyk, dzięki wsparciu kolegów z ekipy, „nasza” wygrywa w tiebreaku. Horror! – to eufemistyczne odzwierciedlenie tego, co działo się na korcie. Co zrobić, by grać nie na 15% swoich możliwości, a przynajmniej na 50%? Dużo łatwiej do półfinału wchodzi Ania Majewska.

Austriacy kombinują z turniejową „drabinką”. W kategorii +40 piszący te słowa ma kolejno trzech rywali – ostatecznie gra z Włochem Calabrio. Niestety z powodu deszczu mecz toczy się w hali. Już w Pradze na MŚ wraz z Rafałem Jaworskim nadaliśmy „makaroniarzowi” ksywkę „kapelusznik” – a to ze względu na nakrycie głowy, które prezentował: coś w rodzaju klosza do lampy nocnej, co mężczyźnie raczej nie przystoi. Miałem z nim osobiste porachunki, bo kiedyś z nim przegrałem. Motywowałem się tym, że nie jedzie się tak daleko, by przegrywać w I rundzie. Wystarczyło. Pewnie pokonałem Włocha 9:4.

Po meczu był czas, by na korcie centralnym rozgrzać kolegę Szczepańskiego. Grzesiek był po długiej podróży, rozegraliśmy prawie dwa sety i to mu pomogło, z łatwością zmiótł z kortu swojego rywala. Bohaterem dnia został kolega Kosman – pewnie wygrał dwa mecze, ale jego kategoria wiekowa była obsadzona najsilniej, we wtorek czekał go mecz w ćwierćfinale.
Andrzej Karczewski, powracający do ukochanego przez siebie tenisa po długiej przerwie spowodowanej problemami zdrowotnymi, rozpoczął łatwo, jego przeciwnik nie stawił się na korcie.
Wieczorem rejs statkiem po jeziorze Worther. Wspomnienia, plany na przyszłość, taktyka na jutro.

Wtorek, już w nocy zaczęło padać. Rano udaje się rozegrać kilka spotkań, ale Mistrzostwa Europy przemieniają się w Halowe Mistrzostwa Europy. Nawierzchnia szybka, dywanowa – szkoda, że po całym sezonie w balonach, znów trzeba walczyć pod dachem. Austriak Christian Nehiba to mój rywal w półfinale; szacunek budzi jego wynik ze Słoweńcem Bojanem Glavićem 9-1. Pytam kolegę, co się stało, odpowiada: sam zobaczysz. No i niestety widzę to, aż nazbyt wyraźnie. Rozgrywam niezły mecz( nie tylko moim zdaniem), mam breakpointy przy każdym jego serwisie, ale seta wygrywa 6:2. Momentami myślę, że po tamtej stronie siatki stoi Michael Chang, człowiek ściana, przebijam trudne piłki, a te zawsze wracają na moją stronę. Zaczynam rozumieć Glavića, w drugim secie odjeżdżam „na kółku”. Niby jest brąz, bo to półfinał, ale jakoś tak smutno. Pocieszają wyniki rodaków: Kaśka zapomniała o poniedziałkowych męczarniach i kolejnej rywalce oddaje tylko 4 gemy – jest już w finale. Mecz dnia rozgrywa jednak Anna Majewska, 2 godziny 40 minut na korcie 1:1 w setach z broniącą tytułu Claudią Fusani. Królewski tiebrek do 10 -ciu Włoszka prowadzi 7:1, to nie żart, Ania wyrównuje, ale przegrywa 7-10. Doświadczenie bierze górę nad młodością. Szacunek dla rywalki, jest od Polki o 19 lat starsza. Ania musi to odreagować – wraz z mężem wybiera się do Wenecji. Pomysł dobry, bo głowa oczyszczona , a deble tuż, tuż.

Człowiek z Ostrowca Świętokrzyskiego, czyli Aleksy Kosman, prowadzi z Rudolfem Goeseringerem 8:6, ale ostatecznie przegrywa w tiebreaku. Było blisko, ale stara tenisowa prawda, że wygrywa ten, kto wygrywa ostatnia piłkę jest święta. Zabrakło sił. Obaj panowie tak się nawzajem podziwiają, że zagrają razem debla – w dodatku skutecznie. Grzesiek Szczepański w półfinale swojej kategorii trafia na Batę Janijća, półsłoweniec, półwłoch niestety okazał się lepszy. Ale Grzegorz ma brąz.

We wtorek „Wieczór Narodów”, leje już na dobre, wiadomo, że środowe mecze zostaną rozegrane w hali. Stół polski wygląda okazale – w dużej mierze dzięki koledze Kosmanowi – taca niezniszczalnych i smacznych serków „Lazur” przyciąga klientelę, aż miło patrzeć. Ale furorę budzi polska wódka. Tym razem mieliśmy zaprezentować polski drink: żubrówka z sokiem jabłkowym, tyle, że soku nie było, bo sklep zamknięty. Smakoszom to nie przeszkadza. Bison vodka, czy też Tatanka vodka znika szybko. Za rok musimy przywieźć tego deficytowego towaru więcej. Na wyróżnienie zasłużyli Niemcy, przywieźli bardzo dobre lokalne piwo z Bawarii, oraz Węgrzy, których Cabernet Savignon od Telekiego też smakował przednio. Claudia Fusani jeździ po sali wózkiem z ogromnym garem dobrej włoskiej pasty i namawia każdego na dokładkę. Okazja do wspominania poprzednich turniejów znakomita. Wiele osób, jak zwykle pyta mnie o Jacka Wana, odpowiadam, że jest już na ostatniej prostej i na mistrzostwa świata do Belgradu na pewno przyjedzie.

Finał singla kobiet: Claudia Fusani kontra Katarzyna Błaszczyk. Kasia gra już na swoim dobrym poziomie, ale to nie wystarcza. Włoszka jest bardziej cierpliwa i skuteczna. Wygrywa 6:3, 6:4. Nasza debiutantka na ME od razu sięga po srebro. Duże osiągnięcie i zarazem wielka motywacja do dalszej pracy. Na rewanż w singlu trzeba będzie trochę poczekać, ale dwie Polki na podium to wydarzenie bez precedensu w kategorii open ( brąz dla Ani Majewskiej).
To, co nie udało się w singlu może udać się w deblu: Błaszczyk, Majewska w finale znów grają przeciw Fusani, której partnerką jest przesympatyczna Węgierka Eva Farkas. To nasze zawodniczki prowadzą grę, Fusani dwoi się i troi na korcie, ale nic nie jest w stanie wskórać.
Węgierka gra defensywnie, tylko z głębi kortu, co w deblu nie jest ustawieniem idealnym. Polki wygrywają pewnie w dwóch setach i zostają Mistrzyniami Europy! Duży sukces i udany rewanż na Fusani.

Srebro w deblu w kategorii +60 zdobywa Aleksy Kosman. W parze ze swoim pogromcą singlowym Goeseringerem przegrywają tylko finał z austriacko-włoskim duetem Sabath – Scaggiante. Andrzej Karczewski przegrywa półfinał z Belą Korpą, późniejszym triumfatorem w kategorii seniorów, ale ma trzecie miejsce. To zrozumiałe, że wielokrotnego mistrza świata takie „osiągnięcie” zbytnio nie cieszy, ale z drugiej strony, jak na człowieka wracającego po ciężkiej chorobie do aktywnego życia to wynik co najmniej przyzwoity.

Bankiet pożegnalny w Centrum Konferencyjnym w Poertschach jest sympatyczny z kilku powodów. Po pierwsze genialne było przemówienie burmistrza Poertschach, ujęło wszystkich swą prostotą, ale co najważniejsze długością. Otóż brzmiało mniej więcej tak: cytuję z pamięci „ Ladies and gentelman – enjoy Your meal”. Geniusz lapidarności i konkretu, dostał naprawdę duże oklaski. Menu dobre, ale ważniejsze było wino, jakie gospodarze zaserwowali – ST. LAURENT 2003 – wyróżniam je drukowaną czcionką, bo rzeczywiście wzbudzało zachwyt. Chwilę później nawiązaliśmy dobrą komitywę z obsługującym nas Albańczykiem Fatim i na naszym stole pojawił się równie dobry zweigelt Umathum 2007. Wszystkim gorąco polecam, sam kupiłem później karton, by zabrać do Polski.

Nasz kraj i nasz klub reprezentowało 6 osób, zdobyliśmy 8 medali, połowę z nich wywalczyły dziewczyny. Oto bilans naszego występu:

Katarzyna Błaszczyk – złoto w deblu open i srebro w singlu open.
Anna Majewska – złoto w deblu open i brąz w singlu open.
Andrzej Karczewski – brąz w singlu +70
Aleksy Kosman – srebro w deblu +60
Grzegorz Szczepański – brąz w singlu +50
Jacek Jońca – brąz w singlu +40

Koleżanki i Koledzy szlifujcie formę. Belgrad czeka.” Życie jest za krótkie, by grać kiepski tenis i pić niedobre wino”.

Z tenisowym pozdrowieniem
Jacek Jońca
TVP Sport