linuxpl.com

Na jesień będę jak nowy czyli Robert Kowalski opisuje swój udział w 58. MPD w Tenisie

Na jesień będę jak nowy czyli Robert Kowalski opisuje swój udział w 58. MPD w Tenisie

Category : Wydarzenia

Autor tekstu, satyryk i dziennikarz Robert Kowalski po raz pierwszy uczestniczył w mistrzostwach Polski dziennikarzy w tenisie. Jak zdradził, było to dla niego spełnienie marzeń. Oto, jak zapamiętał nasze trzydniowe zmagania na kortach WKT Mera. Dziękujemy za przesłanie tekstu.

_________________________

Radiowcy lubią się pokazać, czyli turniej okiem debiutanta, „Eddiego The Eagle” tenisa dziennikarskiego. 

To prawda. Na kortach warszawskiej Mery najwięcej do powiedzenia, czyli do pokazania mieli dziennikarze radiowi. Nawet jeśli przegrywali. Co nie oznacza, że analogicznie, ich koledzy od prasy drukowanej, „drukowali” rezultaty spotkań! Nie spisali się jedynie reprezentanci stacji telewizyjnych, bowiem nie załatwili żadnej transmisji na żywo! Zaatakowałem jednego z telewizyjnych zapytaniem: dlaczego? W odpowiedzi też się zmartwił zaserwowanym faktem i zagrał w turnieju pocieszenia.

Jako debiutant na turnieju przyjęty zostałem jak należy, czyli batami. Już w pierwszym spotkaniu trafiłem na jedną z gwiazd. To się fachowo nazywa pech w losowaniu, pomiędzy uczestnikami kwitowany wyrozumiałą dygresją: wiesz, frycowe musisz zapłacić! No i zapłaciłem. Już po pierwszym secie, przegranym z winy oponenta Jurka Pawłowskiego 6-0, zrozumiałem, że muszę natychmiast nadać sobie przydomek „Eddie The Eagle dziennikarskiego tenisa”- zanim  przypisze mi go któryś z obserwatorów. A tych nie brakowało. Nawet zza ogrodzenia, wydarzenia na korcie obserwowali znakomici – ich zdaniem – reprezentanci kraju w piłce nożnej: Tomasz Hajto i Tomasz Kłos! W drugim secie walczyłem do stanu 3-3. Ostatnie gemy, przegrane w świetnym stylu, kwitowałem na wzór Johna McEnroe: You cannot be serious! Sławną uwagę rzucałem oczywiście pod adresem sędziego, którym byłem na własnej połowie kortu…

Wiele obiecywałem sobie po turnieju miksta. Trafiła mi się świetna partnerka, Magda Iwińska, co przyjąłem jako wróżbę zwycięstwa – jak rzekł pewien król. Oboje liczyliśmy wspólnie ponad sto lat, a zatem naszą siłę stanowiło potężne doświadczenie. Niestety duet dwudziestolatków po drugiej stronie siatki nie odtwarzał sytuacji sprzed lat i najzwyczajniej w świecie ograł nas i odesłał seniorów na zasłużoną ławeczkę. A mówią, że dzisiejsza młodzież nie umie się zachować. Gdy doszedłem do siebie stwierdziłem, że organizatorzy powinni wprowadzić podział na grupy wiekowe w mikście. Nie da się grać, gdy przed oczami śmiga początkująca Anna Kurnikowa…

Niekłamaną przyjemność sprawiała nie tylko sama rywalizacja, lecz także obserwowanie starć pozostałych uczestników mistrzostw. Co prawda upał doskwierał wszystkim, lecz kondycja fizyczna, nawet najstarszych tenisistów, była imponująca. Podobno nie zanotowano ani jednego przypadku omdlenia! Zapewne dzięki nieograniczonej ilości płynów energetycznych i wody oraz posiłkom, o które zadbał Media Klub.

Skoro wywołałem organizatora. Uczestnicy turnieju chętnie i głośno dzielili się swoimi refleksjami na tematy organizacyjne. Szczególne kontrowersje wzbudzał brak podziału na grupy wiekowe w grach podwójnych, zaproszenie do turnieju tenisistów spoza środowiska dziennikarskiego, a z innej beczki kwestia wysokości kwot składkowych dla członków stowarzyszenia. Uwagom często przysłuchiwali się członkowie zarządu stowarzyszenia. Z mojej strony wdzięczy jestem Jurkowi Pawłowskiemu i Tomkowi Barańskiemu za ciepłe wprowadzenie do grona klubowiczów i przybliżenie życia dziennikarskiej rodziny tenisowej. Właśnie relacje łączące kortowych rywali i rywalki mocno przekonały mnie do zaangażowania się w życie klubowe. Jeśli tylko będę potrzebny, jestem gotów…

Raz jeszcze wrócę na kort. Różnorodność osobowości świetnie podkreślały odmienne, a nawet zaskakujące style gry. W oko „wpadł mi” Janusz Wiśnioch, posiadacz całej kolekcji muzealnych zagrań tenisowych. A do tego jakże skutecznych! No i nie sposób było nie zachwycać się fragmentami znakomitą grą Macieja Łuczaka czy Rafała Sitarza. Cóż, szybko dowiedziałem się w jakim miejscu są moje umiejętności i sportowa psychika.

Na zakończenie, w kolejnym meczu, zerwałem włókna w obu mięśniach dwugłowych i z podniesioną głową, powoli, wróciłem do Katowic. Wprost na stół mojej ulubionej koleżanki (niekiedy tenisistki) od ortopedii. Obiecała, że na jesień będę jak nowy…

Nie wiem, co w wolnym czasie robią dziennikarze, ale powinni grać w tenisa. Trzy dni turniejowe, to tenis nade wszystko, ale i czas na liczne spotkania, pogawędki, oddech i odpoczynek od codziennych codzienności. O to zadbali organizatorzy, Klub Media. Gdy pałaszowałem karczek podczas towarzyszącego sobotnim zmaganiom grilla, jeden z uczestników- Alek, mówili mu wszyscy – pocieszał mnie: wiesz, dobrze trafiłeś, to pierwszy grill podczas turnieju, a wracam od kilkudziesięciu już lat!  O tak! To było niezłe grillowanie, bo i na korcie smażyliśmy się przednio, temperatura wielu starć na korcie rozwalała termometry, ale  co najważniejsze – żar miłości do tenisa, wrócił z nami do domu.

Robert MILORD Kowalski (Katowice),  magazyn satyryczny „WTYCZKA”

 

 

 FOLDER TURNIEJOWY_58. MP Dziennikarzy w Tenisie